No tak... Miło było być jedynaczką, ale wszystko, co dobre,
kiedyś się kończy... Mam przybraną siostrzyczkę -
Fionkę,
która zarówno manierami jak i wyglądem przypomina ogra nie
maltana...
Na domiar złego myśli, że wszystko jej wolno...
Wszędzie chce być pierwsza...
A ja nieszczęsna muszę robić za
mamuśkę...
Wychowywanie Fiony zdecydowanie nie jest proste,
bardzo
źle się odbija na moich wąsikach i bródce...
Fionka,
litości, wiem, że chcesz się bawić, ale co za dużo...
Odkryłam do czego służy lustro!!! Jestem z tego bardzo dumna.
Teraz widzę jak wyglądam i rozumiem, że ten piesek w lustrze to ja.
Zauważyłam, że jak się sobie nie podobam w jakimś ubranku, albo
kokardce - zawsze mogę je zdjąć!!!
Nie lubię na przykład
malutkich czarnych kokardek z perełką.
Jednej takiej
skutecznie się pozbyłam. Spodobałam się za to sobie w dużej
bordowej kokardce z tiulu. Uważnie przyglądałam się odbiciu w lustrze
i w końcu wybrałam czarną sukienkę z cienkiego polarku z
bordowymi obszyciami...
Zostałam w nią ubrana, zaszczekałam o
smyczkę i poszłyśmy na spacer!
Ale byłam dumna z mojego stroju!
I wszystkie ciocie mówiły że jestem piękna i mam cudną kokardkę!
A sama sobie wybrałam ubranie! Taka jestem sprytna!
HiHi, Judka, złapałam Twojego motylka!
Nie, no nie jestem sroką, ale ostatnio - przyznaję się, buchnęłam kilka
kokardek... Dlaczego? A jak mam niby inaczej pokazać co mi się podoba?
Biorę w ząbki i przynoszę. Nie rozumiem dlaczego jest zawsze o to taki szum...
Że źle robię? Przecież mamusia i tak zawsze oddaje. Nie jestem już
szczeniaczkiem
- mam roczek i mogę chyba decydować o tym co mi się podoba, a co nie.
Zabawa w bycie psem nie jest prosta. Niektóre używki z racji
posiadania psiego ciałka są niemal zabronione i doprowadzają do
nieco dziwnych sytuacji. W sylwestra doprowadziłam moją mamusię
do rozpaczy zjadając pudełko czekoladek i
poprawiając to cukierkami z procentową zawartością. Właściwie
wszyscy poza mną i znajomym weterynarzem spanikowali krzycząc,
że czekolada dla psa to trucizna... Nie dla mnie! bekłam,
oblizałam się, może miałam trochę wzdęty brzuszek od nadmiaru
słodkości, ale absolutnie nic mi nie było...
Niektórzy mówią, że pies jest naturalnym
wrogiem jeża.
Nic bardziej błędnego, szczególnie z punktu widzenia małego
szczeniaczka.
Gdy poznałam jeżyki, były właściwie mojej wielkości i często
mnie ganiały.
Początkowo trochę się ich bałam, później się z nimi
zaprzyjaźniłam
- całkiem zgrana i wesoła paczka.
W pewnej chwili mamusia z przerażeniem stwierdziła, że zmieniam
się w jeża - nauczyłam się fukać i zaczęłam rozmawiać z Jeżynką,
poza tym potrafię zrobić garbka (jak mi coś nie pasuje)
zupełnie tak samo jak moja kolczata koleżanka.